Jeżeli ktoś pyta mnie obecnie czy miałam kiedyś problemy związane ze współpracą z mężczyznami mówię NIE, a pracowałam w takich zespołach prawie całe moje życie zawodowe.
Moja młodość to liceum żeńskie, marzyłam o historii sztuki, aby ostatecznie skończyć matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Moja pierwsza praca, w 1970 r., to Państwowa Dyspozycja Mocy, gdzie większość moich kolegów stanowili mężczyźni. Do pracy przyjmował mnie osobiście naczelny Dyrektor M. Toroń, który podczas rozmowy popatrzył na moją średnią ze studiów 4,7 i powiedział „jak ja takich nie lubię, są bez charakteru”. Wtedy byłam na niego oburzona, jak mógł mi to powiedzieć, nie rozumiałam o co mu chodzi, teraz po wielu latach wiem, że miał rację. Liczy się wiedza i charakter, a nie oceny. Przechodziłam wtedy prawdziwą szkołę życia, gdzie moimi nauczycielami byli prawie sami mężczyźni. Opanowałam programowanie, wiedzę z różnych dziedzin, pracowałam przy obsłudze pierwszego w Polsce superkomputera CDC, aby ostatecznie podjąć decyzję, że ta praca nie daje mi satysfakcji – programowanie nie było moją pasją. Prawdziwą szansę rozwoju otrzymuję od kobiety, wspaniałej prof. T. Marszałkowicz na SGGW, która wierzyła w moje możliwości bardziej niż ja sama.
To tu zaczyna się moja prawdziwa przygoda z branżą IT. W 1991 roku jestem zaproszona, przez prof. T. Hofmokla, do współpracy przy projektowaniu rozległej sieci komputerowej dla środowiska naukowo – badawczego w południowej części Warszawy – gdzie SGGW jest największą uczelnią na tym terenie, mającą lokalizację przy ul. Rakowieckiej i na Ursynowie. Poznaję wtedy wspaniałych ludzi, którzy tworzyli NASK – oczywiście gro osób w tym zespole to mężczyźni. Prawdziwą szansę na rozwój w dziedzinie budowy sieci komputerowych dostaję w 1991 r., kiedy Rektor SGGW prof. W. Kluciński powierza mi zadanie zbudowania rozległej sieci komputerowej SGGW, obejmującej cztery jej lokalizacje w Warszawie i w Brwinowie. Wtedy zespół, którym kierowałam stanowiły głównie kobiety. Z perspektywy czasu nie wiem czy zdawałyśmy sobie sprawę jakie trudne zadania stoją przed nami. I to był ostatni moment, kiedy kobiety stanowiły większość. Wkrótce nasz zespół zasilili studenci Politechniki Warszawskiej i wtedy nastąpił wyraźny podział na dwa zespoły. Grupę programistów odpowiedzialnych za wszystkie systemy informatyczne na Uczelni stanowiły kobiety, a zespół obsługujący rozległą sieć komputerową mężczyźni pod kierownictwem kobiety. W tym miejscu muszę powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz – miałam w swoim życiu zawodowym ogromne szczęście, że zawsze trafiałam na mądrych, wspaniałych ludzi, którzy nigdy mnie nie oszukali i zawsze służyli radą i pomocą. Byli to prawie wyłącznie mężczyźni, przedstawiciele firm dostarczający sprzęt, projektujący i budujący rozległe sieci oraz oprogramowanie do zarządzania uczelnią. Nigdy nie stosowali wobec mnie taryfy ulgowej. Pomagali, ale to ja musiałam stale poszerzać swoją wiedzę i uczyć się kolejnych rzeczy z dziedziny IT. Zawsze starałam się im dorównać lub przewyższyć wiedzą. Był to okres, kiedy również nawiązałam ścisłą współpracę z NASK. Efektem tej współpracy była propozycja Dyrektora NASK M. Kozłowskiego, abym została jego zastępcą i zajęła się obsługą środowiska naukowo – akademickiego w Warszawie.
Rozstanie z Uczelnią nie było łatwe, bo to właśnie na Uczelni dano mi szansę rozwoju. Przeszłam do NASK w 2001 r. i zaczęłam kolejną przygodę w mojej karierze zawodowej. Pierwszym wyzwaniem było zorganizowanie przez NASK Koncertu Internetowego na 10-lecie Internetu w Polsce. Wyzwanie ogromne, w którym uczestniczyła Telewizja Polska, ICM, CYFRONET i TASK. To co dla wielu wydawało się całkowicie niemożliwe, stało się ogromnym sukcesem. Magazyn The Science of Natura opisał ten eksperyment jako czwarty na świecie. Ze strony telewizji za całość przedsięwzięcia odpowiadała jedyna wierząca tam w sukces kobieta K. Rudowska. Po tym eksperymencie pracowałam już prawie wyłącznie z mężczyznami. Nie mogę jednak pominąć ogromnego wkładu, jaki w rozwój środowiska naukowo – akademickiego wniosły kobiety pracujące w NASK z genialną panią mecenas M. Ziółkowską na czele. Kolejny raz trafiłam w swojej karierze na wybitnych ludzi, doskonałych pod względem merytorycznym mężczyzn, którzy nie dali mi odczuć, że jestem kobietą. Realizowaliśmy w tym okresie bardzo trudne, ale niezbędne dla środowiska projekty, wymagające od nas stałego dokształcania się.
Przy najtrudniejszych projektach każdy z nas znał swoje miejsce w zespole i wszyscy podchodziliśmy do siebie z ogromnym szacunkiem. Uwielbiałam tę pracę i ludzi, z którymi dane mi było pracować. Jako odpowiedzialna za środowisko naukowo – akademickie zostałam oddelegowana, jako przedstawiciel NASK, do współpracy z PIONIER’em: 21 ośrodków MAN w Polsce i 5 KDM. I tu trzeba dodać, że w tamtym czasie na czele wszystkich tych ośrodków stali wyłącznie mężczyźni i to bardzo techniczni. Budzący szacunek i niezwykle „groźny” prof. J. Węglarz, dr M. Stroiński, z którym wielokrotnie prowadziłam bardzo trudne rozmowy „polityczne” dotyczące NASK i PIONIER’a i wielu wspaniałych kolegów z MAN’ów. Nie miałam wtedy najmniejszych szans dorównać Panom w bardzo technicznych zagadnieniach, zupełnie nowych rozwiązaniach wprowadzanych na Polski rynek. Przed każdym wyjazdem na takie spotkania przygotowywałam się z wszystkich zagadnień, które miały być poruszane, a były to najczęściej zagadnienia prawne oraz techniczne. Od strony prawnej przygotowywała mnie Pani Mecenas, a do spraw technicznych koledzy z zespołu. Dodatkowo na spotkania PIONIER jechałam z kolegą Andrzejem Skrzeczkowskim, posiadającym ogromną wiedzę techniczną. Czułam się bardzo bezpiecznie, gdyż zawsze mogłam liczyć na pomoc. Czy dano mi kiedyś odczuć, że jestem kobietą i to nie do końca fachowcem? Z perspektywy wielu lat mogę powiedzieć, że nie, a jeżeli nawet widziałam czasami delikatny uśmiech „jak ona może tego nie wiedzieć”, nie odbierałam tego negatywnie. Zabierałam się tylko do dalszej nauki i ciężkiej pracy. Zawsze podczas wyjazdowych spotkań PIONIER’a była jedna uroczysta kolacja, a po niej czas na swobodną rozmowę w podgrupach. Rozmowy były niejednokrotnie trudne, dotyczyły całego środowiska naukowo – akademickiego w Polsce i dostępu do światowych zasobów w ramach Internetu, ale zawsze kończyły się merytorycznymi rozwiązaniami i miłym rozstaniem. Chwilami były również zabawne sytuacje, kiedy dyplomatycznie opuszczałam Panów, a oni nareszcie w męskim gronie mogli spokojnie pogadać bez towarzystwa kobiety. Wesoło było dopiero wtedy, gdy rano zdawali sobie sprawę, że przez cienkie ściany pokoju hotelowego mogłam słyszeć wszystkie ich rozmowy. Zabawę przy śniadaniu miałam wtedy znakomitą, patrząc na ich zakłopotane miny. Podczas jednego z eleganckich spotkań, po trudnym dniu obrad, na powitanie podano domową 60% nalewkę, nie odmówiłam, a Panowie z mojego otoczenia pilnowali mnie mówiąc „ale uważaj to jest naprawdę bardzo mocne”. Było mi miło, czułam się w ich towarzystwie naprawdę bezpiecznie.
Najtrudniejszy, ale również najciekawszy okres w mojej karierze zawodowej, to realizacja projektu „e-świętokrzyskie”, pierwszego projektu realizowanego z dofinansowaniem w ramach ZPORR. W projekcie tym uczestniczył Urząd Marszałkowski Woj. Świętokrzyskiego, 12 jednostek samorządowych, Pol. Świętokrzyska, KIELMAN i NASK, który był pomysłodawcą i realizatorem budowy sieci radiowej na 60% terenów województwa. Decyzja o jego realizacji zapadła w Wielki Piątek, kiedy przyjechał do NASK Marszałek Województwa F. Wołodźko, który po długiej dyskusji powiedział „zrozumiałem co chcecie zrobić, jest moja zgoda”. Projekt szalenie trudny, wymagający współpracy z różnymi środowiskami, pozyskania wielu zgód na jego realizację, który dał wszystkim ogromną satysfakcję. Po wielu latach wspominam ten projekt, jako najwspanialsze przeżycie w mojej karierze zawodowej. I tu również większość osób realizujących ten projekt było mężczyznami, w tym na najwyższych stanowiskach rządowych, choć było również parę wspaniałych kobiet. Pełną wiedzę o projekcie miał w-ce premier P. Gosiewski, z którym spotykałam się czasami o godz. 7.00 rano w Kielcach, aby przekazać pełną informację o postępach w realizacji projektu. Jego wsparcie Projektu było nie do przecenienia. Wspierała nas również pani minister G. Gęsicka w trudnych problemach realizacji projektów unijnych. Na zakończenie jeszcze jeden mój sukces, jako kobiety – to moja współpraca z wojskiem. Zaczęłam od naturalnej współpracy z WAT, a potem z rozbiegu zajmowałam się również innymi jednostkami wojskowymi w Warszawie. Układy były doskonałe do momentu, kiedy to właśnie mężczyźni doszli do wniosku, że nie wypada, aby kontaktami z wojskiem zajmowała się kobieta. Nie protestowałam rozumiejąc argumenty moich kolegów, ale w tym momencie zaprotestowało wojsko „albo wróci Pani Maria albo nie będzie współpracy”. Było mi bardzo miło. W 2008 r. postanawiam przejść na emeryturę. Rozstania są zawsze trudne, ale to było wyjątkowe. Rozstawałam się z wieloma cudownymi ludźmi z którymi, przez 7 wspaniałych lat, uczestniczyłam w budowie ogólnopolskiej sieci światłowodowej i usług dla społeczeństwa informacyjnego, z kolegami z NASK i PIONIER’a. Żegnałam wielu moich kolegów, z którymi współpracę wspominam z rozrzewnieniem do dziś i z którymi jeszcze obecnie spotykam się czasami na piwie i żeberkach. Na pełną emeryturę przeszłam w 2012 roku lecz cały czas z przyjemnością śledzę to, co dzieje się na świecie i gdy jestem pytana jak czułam się i jak byłam traktowana przez kolegów zawsze odpowiadam, że praca z mężczyznami, którzy zawsze stanowili większość była doskonała, merytoryczna i pełna szacunku do mnie. Zasada „nie poddawaj się lecz staraj się dorównać” chyba spełniła się w moim życiu zawodowym.
Maria Trąmpczyńska
Zdjęcie z archiwum prywatnego.
Wręczenie nagrody prof.T.Hofmokla Włodzimierzowi Marcińskiemu, podsekretarzowi stanu w Min. Nauki i Informatyzacji, w październiku 2005 r.
Stoją od lewej: K. Silicki, W. Marciński, M. Kozłowski, M. Kleiber, M. Trąmpczyńska, K. Malinowski